Thursday, February 13, 2025

Snow!

The heart either embraces the snow's embrace, or recoils from its icy touch. My own feelings have traced a winding path through both affirmation and denial. In the springtime of my life, snow was a joyous herald, a summons to the exhilarating rush of sledding, the crystalline dance of ice skating, the playful skirmish of snowball fights, and, perhaps most eagerly anticipated, the sweet reprieve from schoolhouse drudgery.

But then came the weight of responsibility, the daily commute, and the snow's charm transformed into a treacherous obstacle. This aversion, however, was itself destined to melt away, a casualty of a life lived deep within the whispering woods of Michigan's Upper Peninsula. There, in that realm of towering pines and hushed trails, where two feet of snow could fall in a single winter's day, the white mantle no longer perturbed me. Instead, it wove a spell of enchantment, amplifying the already profound silence of my forest sanctuary. Within the warm glow of my woodstove, I would watch the swirling flakes descend, a mesmerizing ballet against the dark canvas of the woods.

Those were the days for skis and snowshoes, for venturing out into the pristine wilderness, each step a discovery of the beauty that surrounded me. The snow became a storyteller, revealing the secret journeys of the forest creatures, their tracks etched upon its surface like whispers of their passage. My favored pilgrimage was to a hidden lake, a jewel tucked away behind my cabin, so secluded it eluded even the cartographer's eye. Its most prominent residents were families of beavers, their industrious lives playing out in this quiet haven.

One autumn day, during a visit from Joan, we packed a simple lunch and I led her to this secret place. She, too, was captivated by its serene beauty.

Now, in this sprawling city of concrete and steel, the snow's arrival does soften the urban clamor, yet the call to wander is muted. Perhaps, if Joan's steps could once again carry her, the desire for those shared walks would rekindle. I yearn for the simple pleasure of holding her hand, our footsteps tracing a path through a world transformed by winter's touch.

 Serce albo przyjmuje uścisk śniegu, albo ucieka przed jego lodowatym dotykiem. Moje własne uczucia przeszły krętą ścieżkę zarówno przez afirmację, jak i zaprzeczenie. Wiosną mojego życia śnieg był radosnym zwiastunem, wezwaniem do radosnego pędu na sankach, krystalicznego tańca na łyżwach, zabawnych potyczek na śnieżki i, być może najbardziej wyczekiwanym, słodkim wytchnieniem od szkolnej harówki.

Potem jednak pojawiła się odpowiedzialność, codzienne dojazdy do pracy, a urok śniegu zmienił się w zdradliwą przeszkodę. Jednak ta niechęć miała się rozpłynąć, jako ofiara życia prowadzonego głęboko w szepczących lasach Górnego Półwyspu Michigan. Tam, w królestwie wysokich sosen i cichych szlaków, gdzie dwie stopy śniegu mogą spaść w jeden zimowy dzień, biały płaszcz już mnie nie niepokoił. Zamiast tego rzucił zaklęcie, wzmacniając i tak już głęboką ciszę mojego leśnego sanktuarium. W ciepłym blasku mojego pieca na drewno obserwowałem opadające płatki, hipnotyzujący balet na tle ciemnego płótna lasu.

To były czasy nart i rakiet śnieżnych, wypraw w dziewiczą dzicz, gdzie każdy krok był odkrywaniem otaczającego mnie piękna. Śnieg stał się gawędziarzem, ujawniającym sekretne podróże leśnych stworzeń, ich ślady wyryte na jego powierzchni niczym szepty ich przejścia. Moją ulubioną pielgrzymką było ukryte jezioro, klejnot schowany za moją chatą, tak odosobniony, że wymykał się nawet oku kartografa. Jego najważniejszymi mieszkańcami były rodziny bobrów, których pracowite życie toczyło się w tej cichej przystani.

Pewnego jesiennego dnia, podczas wizyty Joan, spakowaliśmy prosty lunch i zaprowadziłem ją do tego sekretnego miejsca. Ją również urzekło jego spokojne piękno.

Teraz, w tym rozległym mieście z betonu i stali, nadejście śniegu łagodzi miejski zgiełk, ale wezwanie do wędrówki jest wyciszone. Być może, gdyby kroki Joan znów mogły ją nieść, pragnienie wspólnych spacerów rozpaliłoby się na nowo. Tęsknię za prostą przyjemnością trzymania jej za rękę, naszymi krokami wytyczającymi ścieżkę przez świat przekształcony przez dotyk zimy.

Przetłumaczono z DeepL.com (wersja darmowa)

No comments: