Today, we spent the afternoon watching videos and listening to the music of Billy Joel. You can do those kinds of things when you are retired. You might think it's a waste of time which is getting shorter each hour alive. For us, music is life, and time is not wasted when you listen to it. I don't care if it's Beethoven, Herbie Hancock, Don Williams, Billy Joel or Taylor Swift. Music IS life.
At night, when Joan was in bed, I stood on the balcony looking at the clear night sky. I counted 17 stars that I could see. It's the most since we have been in this flat. I know there are millions more out there, I just can't see them surrounded by those concrete jungle of apartment buildings. Naturally, I think back to our trip years ago to the Colorado Rocky Mountains. Now there is a magical place to see the stars and watch the world slowly turning.
We took a two-week vacation to drive to Colorado to visit a fellow guitarist I knew and do some backpacking in the mountains. One night, on our way to Loveland Pass, we stopped at a stream to spend the night. After we made a cooking fire and had dinner, we decided to not use our tent and just spend the night in our sleeping bags. As the night fell, the stars started appearing. They were more than numerous and spectacular. We couldn't go to sleep and just kept looking at them. We focused on one group and very slowly, they kept moving to the left. It was obvious to us that the world was rotating to the right. It was something we never noticed before. We didn't sleep at all that night.
In the morning, Joan was at the stream getting water and I heard a noise behind me. I turned around and there was a man on a horse coming straight toward us. He had on the usual "cowboy" hat. Attached to his left side was a gun very similar to the old type guns used many years ago. He stopped and said hello and asked where we were from. I told him and he asked who was the Indian girl with me and from what tribe. I told him she wasn't an Indian, just my girlfriend. He was surprised. I invited him for coffee and he said he was just a hired hand working on a small ranch and out looking for a stray cow. He finished his coffee, mounted his horse, and rode away. We packed up our bags and continued on to Loveland Pass.
Dzisiaj spędziliśmy popołudnie oglądając filmy i słuchając muzyki Billy'ego Joela. Na emeryturze można robić takie rzeczy. Można pomyśleć, że to strata czasu, którego z każdą godziną jest coraz mniej. Dla nas muzyka to życie, a słuchanie jej nie jest stratą czasu. Nie obchodzi mnie, czy to Beethoven, Herbie Hancock, Don Williams, Billy Joel czy Taylor Swift. Muzyka JEST życiem.
W nocy, kiedy Joan leżała w łóżku, stałem na balkonie i patrzyłem na czyste nocne niebo. Naliczyłem 17 gwiazd, które mogłem zobaczyć. To najwięcej odkąd mieszkamy w tym mieszkaniu. Wiem, że są ich tam miliony, ale po prostu nie widzę ich w otoczeniu betonowej dżungli apartamentowców. Naturalnie wracam myślami do naszej podróży sprzed lat w Góry Skaliste Kolorado. Teraz jest tam magiczne miejsce, w którym można zobaczyć gwiazdy i obserwować, jak świat powoli się obraca.
Wzięliśmy dwutygodniowy urlop, by pojechać do Kolorado i odwiedzić znajomego gitarzystę oraz wybrać się w góry z plecakiem. Pewnej nocy, w drodze na przełęcz Loveland, zatrzymaliśmy się nad strumieniem, by spędzić noc. Po rozpaleniu ogniska i zjedzeniu kolacji, postanowiliśmy nie używać namiotu i spędzić noc w śpiworach. Gdy zapadła noc, zaczęły pojawiać się gwiazdy. Były więcej niż liczne i spektakularne. Nie mogliśmy zasnąć i ciągle na nie patrzyliśmy. Skupiliśmy się na jednej grupie i bardzo powoli przesuwały się one w lewo. Było dla nas oczywiste, że świat obraca się w prawo. To było coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyliśmy. Tej nocy w ogóle nie spaliśmy.
Rano Joan była nad strumieniem, gdzie nabierała wodę i usłyszałam za sobą hałas. Odwróciłem się i zobaczyłem mężczyznę na koniu jadącego prosto w naszą stronę. Miał na sobie zwykły "kowbojski" kapelusz. Po jego lewej stronie przymocowany był pistolet bardzo podobny do starych pistoletów używanych wiele lat temu. Zatrzymał się, przywitał i zapytał, skąd jesteśmy. Powiedziałem mu, a on zapytał, kim jest ta indiańska dziewczyna ze mną i z jakiego plemienia. Powiedziałem mu, że nie jest Indianką, tylko moją dziewczyną. Był zaskoczony. Zaprosiłem go na kawę, a on powiedział, że jest tylko najemnikiem pracującym na małym ranczu i szuka zabłąkanej krowy. Skończył kawę, wsiadł na konia i odjechał. Spakowaliśmy się i pojechaliśmy dalej na przełęcz Loveland.
No comments:
Post a Comment