Sorry for the late of posting the last four days but I had internet connection problems. Our trip began last Friday and here is the account of it.
After that
visit we returned to our normal travel,
got on the motorway to Katowice and everything was on scheduled until about
half way there. 22km in front of us was
an accident that backed up traffic so much that it took two hours just to go
22km. However, a plus to the slow, almost non-moving traffic was the
opportunity for me to look at the fields of rapeseed. They remind me of that
Sting song, Fields of Gold. They are so beautiful to see and the aroma in the
air is very sweet. Because of the mild
winter, they blossomed early this
year.
We finally
arrived about 5:30 and spent the rest of the evening with our hosts.
Day 2,
Saturday, we went on the windy, gray day to Krakow to have lunch at a
restaurant in the rynek. We sat outside, probably a mistake because of the wind
but we didn't want to go inside. Of
course, the rynek was packed with people on this day before Easter and many
people were carrying their little baskets of food to be blessed in the church.
We did go inside the church but it was so packed with people that we left. We
stayed about two hours and then returned to Alwernia where we were treated to home made żurek and torte. Both
were good.
Later in
the afternoon we went with our hosts to Łanckrońo, a more remote village about
45 minutes from here. This place was
interesting because of the old castle at the top of the hill but also them nay
wooden houses in the village. Evidently it attracts a lot of tourists in the
warm weather periods and offers some really extraordinary views of the valleys.
Day
3-Easter. We got up about 9AM and gave presents to our hosts and their
children, had a little breakfast and then got dressed to go to Jankowice, only
15 minutes away. First we went to the house of cousin Józef where his wife,
Zofia, their oldest daughter Jola and her family were waiting for us. It was
the first time we met Jola because they live in Germany and were only home for
the holidays. She has three children, Gabriel, age 20, Daniel, age 19 and
Laura, age 12. They speak some English but don't use it much in Germany so were
a little hesitant to speak English. We had obiad and then sat and talked for
about an hour and a half before Jola and her family had to leave to visit with
her husband's brother. Joan and I said
goodbye to Józef and Zofia but not before he gave us one liter of his home made
wine. From there we went to the house of
Edward, another cousin and spent an hour talking with him and his wife. The
last stop on/ the way back to Alwernia was the cemetery in Babice where I
finally found the graves of other Piekarczyk relatives.
Last day-
We started our day sprinkling water on the children of our hosts. The children
thought they would surprise us by coming early in the morning to us but when I
heard them laughing outside our door I remembered it was Symngus Dyngus day and
prepared a water surprise for them when I opened the door. It was fun watering
each other. Later we had coffee and mazurek with Wojtek and Magda before we
started our drive back home.
The drive
home was great, hardly any traffic at all and on every horizon of the road we
saw the numerous fields of rapeseed shining in the sun. All the way home were
beautiful, picturesque scenes of rapeseed and large fields of dandelions with a
deep shade of yellow. Because of the
holiday there was little traffic and we made it home in 5 hours. It was an
excellent holiday for us.
Wyjechaliśmy o 10:00, zgodnie z planem i ruszyliśmy w kierunku Wrocławia , ale zrobiliśmy mały objazd zanim tam dotarliśmy . Zjechaliśmy trochę na drogę do Trzebnicy , gdzie, jak powiedział mi przyjaciel, była piękna Bazylika i że powinniśmy ją zobaczyć podczas naszej podróży, więc tak zrobiliśmy . Była przyjemna w środku , ale nie aż tak spektakularna , jak można spodziewać się po Bazylice. Przy Bazylice był też klasztor .
Po tej wizycie wróciliśmy do naszej normalnej podróży na autostradę do Katowic i wszystko było według planu aż do połowy podróży . 22 kilometry przed nami był wypadek, który powstrzymał ruchu tak bardzo, że trzeba było dwóch godzin aby przejechać 22 kilometry . Jednak na plus tej powolnej praktycznie jazdy była okazja , aby spojrzeć na pola rzepaku . Przypominają mi te z piosenki Stinga Fields of Gold. Są tak piękne do oglądania, a zapach w powietrzu jest bardzo słodki . Z powodu łagodnej zimy rozkwitły wcześniej tego roku .
W końcu dotarliśmy o 05:30 na miejsce i resztę wieczoru spędziliśmy z naszymi gospodarzami.
Dzień 2 , sobota , pojechaliśmy w wietrzny , szary dzień do Krakowa, by zjeść obiad w restauracji w Rynku. Siedzieliśmy na zewnątrz , chociaż to był błąd ze względu na wiatr , ale nie chcieliśmy wejść do środka . Oczywiście , w tym dniu przed Wielkanocą Rynek był pełen ludzi i wiele osób niosło swoje małe koszyki z jedzeniem na błogosławieństwo w kościele . Poszliśmy do kościoła , ale był tak pełen ludzi , że wyszliśmy . Zatrzymaliśmy się w Krakowie około dwóch godzin , a następnie wróciliśmy do Alwerni , gdzie byliśmy poczęstowani domowym żurkiem i tortem . Oba były dobre
.
Po południu wybraliśmy się z naszymi gospodarzami do Lanckorony , bardziej odległej wioski około 45 minut z Alwerni. To było interesujące miejsce ze względu na stary zamek na szczycie wzgórza , ale także drewniane domy w wiosce . Z pewnością przyciąga wielu turystów w ciepłych okresach pogodowych i oferuje kilka naprawdę niezwykłych widoków na doliny .
Dzień 3 - Wielkanoc . Wstaliśmy o 9 rano i daliśmy prezenty naszym gospodarzom i ich dzieciom , zjedliśmy małe śniadanie , a potem ubraliśmy się , aby przejść do Jankowic , zaledwie 15 minut drogi od hotelu. Najpierw udaliśmy się do domu kuzyna Józefa , gdzie czekali na nas jego żona Zofia , ich najstarsza córka Jola i jej rodzina. Po raz pierwszy spotkaliśmy Jolę, która z rodziną mieszka w Niemczech i była w domu tylko na święta . Ma troje dzieci, Gabriel 20lat , Daniel 19 lat i Laura 12 lat . Oni mówią po angielsku , ale nie używają go w Niemczech często tak, że byliśmy trochę niezdecydowani , czy mówić po angielsku . Mieliśmy obiad, a następnie siedzieliśmy i rozmawialiśmy przez około półtorej godziny zanim Jola i jej rodzina wyszła, aby odwiedzić z brata jej męża. Joan i ja powiedzieliśmy do widzenia Józefowi i Zofii , ale wcześniej Józef dał nam jeden litr jego domowego wina. Stamtąd udaliśmy się do domu Edwarda, innego kuzyna i spędziłem godzinę rozmawiając z nim i jego żoną . Ostatni przystanek na drodze powrotnej do Alwerni to był cmentarz w Babicach , gdzie w końcu odnalazłem groby innych krewnych z rodziny Piekarczyk .
Ostatni dzień - Rozpoczęliśmy nasz dzień od zraszania wodą dzieci naszych gospodarzy . Dzieci myślały, że zaskoczą nas przychodząc tak wcześnie rano, ale kiedy usłyszałem ich śmiech pod naszymi drzwiami przypomniałem sobie, że jest śmigus-dyngus i przygotowaliśmy dla nich niespodziankę z wody , kiedy otworzyłem drzwi . Polewanie się wodą było zabawne. Później piliśmy kawę i jedliśmy mazurka z Wojtkiem i Magdą zanim zaczęliśmy naszą drogę powrotną do domu .
Podróż do domu była wspaniała , prawie wcale żadnego ruchu, a na horyzoncie drogi widzieliśmy liczne pola rzepaku lśniące w słońcu. Całą drogę do domu były piękne, malownicze sceny z polami rzepaku i dużymi łanami mleczy w głębokim żółtym odcieniu . Ze względu na wakacje, nie było ruchu na drodze i pokonaliśmy naszą trasę do domu w 5 godzin. To było dla nas doskonałe wakacje.
Po tej wizycie wróciliśmy do naszej normalnej podróży na autostradę do Katowic i wszystko było według planu aż do połowy podróży . 22 kilometry przed nami był wypadek, który powstrzymał ruchu tak bardzo, że trzeba było dwóch godzin aby przejechać 22 kilometry . Jednak na plus tej powolnej praktycznie jazdy była okazja , aby spojrzeć na pola rzepaku . Przypominają mi te z piosenki Stinga Fields of Gold. Są tak piękne do oglądania, a zapach w powietrzu jest bardzo słodki . Z powodu łagodnej zimy rozkwitły wcześniej tego roku .
W końcu dotarliśmy o 05:30 na miejsce i resztę wieczoru spędziliśmy z naszymi gospodarzami.
Dzień 2 , sobota , pojechaliśmy w wietrzny , szary dzień do Krakowa, by zjeść obiad w restauracji w Rynku. Siedzieliśmy na zewnątrz , chociaż to był błąd ze względu na wiatr , ale nie chcieliśmy wejść do środka . Oczywiście , w tym dniu przed Wielkanocą Rynek był pełen ludzi i wiele osób niosło swoje małe koszyki z jedzeniem na błogosławieństwo w kościele . Poszliśmy do kościoła , ale był tak pełen ludzi , że wyszliśmy . Zatrzymaliśmy się w Krakowie około dwóch godzin , a następnie wróciliśmy do Alwerni , gdzie byliśmy poczęstowani domowym żurkiem i tortem . Oba były dobre
.
Po południu wybraliśmy się z naszymi gospodarzami do Lanckorony , bardziej odległej wioski około 45 minut z Alwerni. To było interesujące miejsce ze względu na stary zamek na szczycie wzgórza , ale także drewniane domy w wiosce . Z pewnością przyciąga wielu turystów w ciepłych okresach pogodowych i oferuje kilka naprawdę niezwykłych widoków na doliny .
Dzień 3 - Wielkanoc . Wstaliśmy o 9 rano i daliśmy prezenty naszym gospodarzom i ich dzieciom , zjedliśmy małe śniadanie , a potem ubraliśmy się , aby przejść do Jankowic , zaledwie 15 minut drogi od hotelu. Najpierw udaliśmy się do domu kuzyna Józefa , gdzie czekali na nas jego żona Zofia , ich najstarsza córka Jola i jej rodzina. Po raz pierwszy spotkaliśmy Jolę, która z rodziną mieszka w Niemczech i była w domu tylko na święta . Ma troje dzieci, Gabriel 20lat , Daniel 19 lat i Laura 12 lat . Oni mówią po angielsku , ale nie używają go w Niemczech często tak, że byliśmy trochę niezdecydowani , czy mówić po angielsku . Mieliśmy obiad, a następnie siedzieliśmy i rozmawialiśmy przez około półtorej godziny zanim Jola i jej rodzina wyszła, aby odwiedzić z brata jej męża. Joan i ja powiedzieliśmy do widzenia Józefowi i Zofii , ale wcześniej Józef dał nam jeden litr jego domowego wina. Stamtąd udaliśmy się do domu Edwarda, innego kuzyna i spędziłem godzinę rozmawiając z nim i jego żoną . Ostatni przystanek na drodze powrotnej do Alwerni to był cmentarz w Babicach , gdzie w końcu odnalazłem groby innych krewnych z rodziny Piekarczyk .
Ostatni dzień - Rozpoczęliśmy nasz dzień od zraszania wodą dzieci naszych gospodarzy . Dzieci myślały, że zaskoczą nas przychodząc tak wcześnie rano, ale kiedy usłyszałem ich śmiech pod naszymi drzwiami przypomniałem sobie, że jest śmigus-dyngus i przygotowaliśmy dla nich niespodziankę z wody , kiedy otworzyłem drzwi . Polewanie się wodą było zabawne. Później piliśmy kawę i jedliśmy mazurka z Wojtkiem i Magdą zanim zaczęliśmy naszą drogę powrotną do domu .
Podróż do domu była wspaniała , prawie wcale żadnego ruchu, a na horyzoncie drogi widzieliśmy liczne pola rzepaku lśniące w słońcu. Całą drogę do domu były piękne, malownicze sceny z polami rzepaku i dużymi łanami mleczy w głębokim żółtym odcieniu . Ze względu na wakacje, nie było ruchu na drodze i pokonaliśmy naszą trasę do domu w 5 godzin. To było dla nas doskonałe wakacje.
1 comment:
And I am just happy to finally see green grass showing up, because it wasn't a mild winter! In about two weeks I'll be in Poland and hope to see blooming fruit trees along the road as go from Warsaw to Reymontowka. Your views of dandelions and rapeseed (which produces the oil called in the United State Canola, because it was figured out no one would buy rape oil) I'm optimistic about the fruit trees. And I hope when I return to Poland again on June 24 I will not be too late for the poppies!
Post a Comment