Saturday, September 17, 2016

Joan's big day!





I picked Joan up after her one hour of therapy, maybe her last hour, and we went to the farmhouse where I am staying to relax a little. After two hours we drove to Leszno to Cukernia Sowa for coffee and the best tort I've ever had, Torte Opium. NO, there is not opium in it but it certainly does give you a high because it is sooooooo good. You know we love Kandulski's but this tort will take me to Sowa's in Poznań in the future also.

While we were Joan talked with Zbyszek and he recommended us visiting Boszkowo Letnisko, about
20 km northeast of Leszno. He said it's a nice resort area where people from Leszno go in the summer time. We had the whole day in front of us so we took the ride there.  It's just like he said, dozens of little cottages to rent on a big lake, a boardwalk with sidewalk cafe's, although many were already closed for the season. We passed by a geese farm with hundreds of white geese that look good in the pictures I took.

On the way back to Leszno we took a side road to Święciechowa. The village was mentioned in a Latin document issued in 1333 in the Latinized form of Old Polish, Swecechow [1].
By the end of World War II, the village was largely inhabited by ethnic Germans, but in contrast to most of Wielkopolska Germans, they were Catholic. In 1946, the German inhabitants were deported west. The thing of interest to me was the church, so I had to photograph it.

All of this didn't compare to what happened in the evening when we got back to the farm. Joan prepared her first dinner since the stroke. It was spaghetti and how good or bad it was doesn't matter, really. What is important is she remembered how to prepare it. Yes, it's not complicated, but when you have gone three weeks without remembering what day it is, where you are, where you should go next...............it is a big deal and that is the point I made with her. It's progress.

Odebrałem Joan po godzinnej terapii, być może ostatniej godzinie, i pojechaliśmy do domku, gdzie teraz mieszkam, by nieco odpocząć. Po dwóch godzinach pojechaliśmy do Leszna do Cukierni Sowa na kawę i najlepszy tort, jaki jadłem Opium. NIE ma w nim opium, ale jest odlotowo pyyyyyszny. Wiecie, że bardzo lubimy Kandulskiego, ale dla tego tortu odwiedzimy Cukiernię Sowa w Poznaniu.

Joan rozmawiała ze Zbyszkiem, który polecił nam odwiedzenie Letniska Boszkowo, 20 km na północny wschód od Leszna. Powiedział, że jest tam ładny teren wypoczynkowy, gdzie ludzie z Leszna wypoczywają latem. Przed nami był cały dzień, więc podjechaliśmy tam. Było tak, jak Zbyszek mówił, tuziny małych domków do wynajęcia nad dużym jeziorem, deptak z małymi kafejkami, choć wiele z nich było zamkniętych po sezonie. Minęliśmy farmę gęsi z setkami białych gęsi, które bardzo dobrze wyglądają na zdjęciach, które zrobiłem.

W drodze powrotnej do Leszna pojechaliśmy boczną drogą do Święciechowy. Wieś została wymieniona łacińskim dokumencie wydanym w 1333 roku, w zlatynizowanej staropolskiej formie - Swecechow [1] Do końca II wojny światowej wieś byław dużej mierze zamieszkane przez Niemców, ale w przeciwieństwie do większości wielkopolskich Niemców, ci byli katolikami. W 1946 roku, niemieccy mieszkańcy zostali wywiezieni na zachód. Tym, co było przedmiotem mojego zainteresowania był kościół, więc musiałem go sfotografować.

 Wszystko to nie umywa się do tego, co wydarzyło się w godzinach wieczornych, kiedy wróciliśmy do gospodarstwa. Joan przygotowała swój pierwszy obiad od udaru. To było spaghetti i kompletnie nie ma znaczenia, czy było dobre czy złe. Ważne jest to, że pamiętała, jak je przygotować. Tak, to niby nie jest skomplikowane, ale gdy masz za sobą trzy tygodnie, nie pamiętając, który jest dzień, gdzie się znajdujesz, dokąd masz zaraz iść............... to jest naprawdę wielka rzecz. To postęp.  

No comments: